2 października 2015 roku 46 przemytników ludzi zatrzymano w Bułgarii podczas wspólnej akcji prokuratury, MSW i kontrwywiadu. To właśnie tego samego dnia w piątkowe popołudnie razem z Żoną wyruszamy po chleb do pobliskiej piekarni. Żeby wprowadzić troszkę szaleństwa w nasze życie postanowiliśmy wyjątkowo przebyć całą trasę do i z piekarni pieszo. Nic nie wskazywało na to, że tego dnia trasa nieznacznie nam się wydłuży. W drodze Efka opowiadała mi, że ktoś nad Bałtykiem widział zorze polarną kilka dni temu. Miało to związek z jakąś wybitną aktywnością słońca. W mojej głowie niczym dogorywająca jarzeniówka zamigotała myśl o wypadzie nad morze celem sprawdzenia, czy aby czasem dalej nie ma tam zorzy. Bez chwili wahania wysłałem sms do Matysa: „jedziemy nad morze?!”. Matysa do głupot nigdy nie trzeba było długo namawiać, zgodził się. Szybko zawróciliśmy do domu, żeby spakować niezbędne rzeczy. Po niespełna 2 godzinach byliśmy już w drodze.
W tym miejscu warto wspomnieć o nadzwyczajnych zdolnościach Matysa. Jemu droga nigdy się nie dłuży. Opanował niebywały system teleportacji, przeciętnie po 5 kilometrach śpi jak niemowlę. W czasie całej drogi obudził się tylko raz, w Łodzi i to tylko dlatego, że za mocno trzasnąłem drzwiami po zatankowaniu auta.
Po około siedmiu godzinach byliśmy na Helu.
Widok morza do tego stopnia przywołał wspomnienia z obozu harcerskiego Efki, że bez namysłu ściągnęła buty i wskoczyła boso do gorącego piasku, wróć, piasek był gorący tylko w jej wspomnieniach.
Ten był do tego stopnia zimny, że na brzegu można było zobaczyć zamarznięte meduzy. Na szczęście obeszło się bez amputacji stóp. Widok wschodzącego słońca tak nas rozbudził, że od razu udaliśmy się do auta na upragnioną drzemkę.
Temperatura w aucie bardziej sprzyjała hibernacji niż spaniu, dlatego drzemka szybko się zakończyła.
Każdy wie, że nie wolno rzucać się w wir wydarzeń na głodniaka, dlatego pierwsze kroki skierowaliśmy do lokalnej restauracji. Jeszcze lekko ospali oddaliśmy się błogiej przyjemności konsumpcji. W czasie jedzenia planowaliśmy nasz nocleg. Wstępnie mieliśmy szukać jakiegoś pokoju do wynajęcia. Nasze plany uległy szybkiej reorganizacji po otrzymaniu rachunku za jedzenie. Matys rzucił okiem na rachunek i wyksztusił: „śpimy pod mostem”. Pomyślałem że może to być problem, przez cała drogę żadnego mostu na Helu nie wiedziałem. W każdym razie odetchnąłem z ulgą. Jak już wiecie nie bardzo idzie mi załatwianie noclegów przez telefon, a to z pewnością mi kazali by dzwonić i o niego pytać.
Po obiedzie ruszyliśmy zwiedzać okolicę. Niestety większość atrakcji była zamknięta.
Jednak nam to nie przeszkadzało – z niecierpliwością czekaliśmy na wieczorne polowanie na zorzę. Dla zabicia czasu ruszyliśmy szlakiem „Po Fortyfikacjach Cypla Helskiego”.
W okolicach godziny 16 zaczęliśmy zastanawiać się nad miejscówką do spania. Postanowiliśmy zrezygnować ze spania pod mostem na rzecz spania w meganie. Znaleźliśmy ustronny parking pomiędzy miejscowościami Chałupy i Kuźnica.
Podczas gdy Matys wraz z Efką oddali się pasji fotografowania zachodzącego słońca, ja zacząłem przerabiać meganę na sypialnię.
Już od dawna chodził mi po głowie pomysł przerobienia tylnych siedzeń wraz z bagażnikiem na łóżko. Po przesunięciu przednich foteli do przodu, usunięciu dolnej części kanapy i złożeniu oparcia otrzymałem sporą przestrzeń sypialnianą. Megana po raz kolejny zachwyciła mnie swoją funkcjonalnością.
Tuż po zachodzie słońca zaczął padać deszcz, w związku z czym rozczarowani brakiem szansy na zorze udaliśmy się spać.
Około północy wyrwany ze snu silną potrzebą fizjologiczną Matys wyjrzał za okno. Przestało padać i zniknęły chmury.
Obudził nas, ale jakoś nie byliśmy zainteresowani nocnymi eskapadami. Nie wiem co bardziej zdeterminowało Matysa do wyjścia: potrzeba fizjologiczna czy wizja zobaczenia zorzy. Rano słuchaliśmy opowiadań jaką piękną zorzę przespaliśmy.
Rano także okazało się, ze błędem jest zamykanie szczelnie okien, kiedy w środku śpią trzy osoby. Chyba godzinę zajęło odparowanie szyb. Po niespełna 8 godzinach byliśmy z powrotem w domu. Misja zakończyła się sukcesem. Matys zrobił zdjęcie pseudo zorzy, a my po powrocie kupiliśmy w końcu chleb. Pobiliśmy także nowy rekord przebytych kilometrów 1521km w ciągu niespełna 48 godzin. Megana pokazała kolejny raz, że nie czas jeszcze na złom.
Dodaj komentarz