18 marca 2016 roku. To miała być rutynowa akcja, wszystko według standardowych procedur. Drzemka po pracy, później zakupy racji żywnościowych, dotarcie do miejsca docelowego, zrobienie dokumentacji fotograficznej i szybki odwrót. Wszystko w czasie poniżej 48h. Do naszego trzyosobowego zespołu dołączył Krystian, zaufał nam bezgranicznie zdając się na nasz profesjonalizm. Naszym celem była Śnieżka w Karkonoszach. Około godziny 5 nad ranem kolejnego dnia meldujemy się na parkingu. Jest jeszcze czas na drzemkę. Każdy wie, że 20 minutowa drzemka ma właściwości regeneracyjne i prozdrowotne, dlatego zastosowaliśmy od razu 6 dawek. Jakież było nasze rozczarowanie, gdy po przebudzeniu zobaczyliśmy skrajnie nieprzyjazne warunki: mgłę i padającą mżawkę. Obraz z kamer internetowych zainstalowanych na szczycie nie był lepszy. Misja się skomplikowała. Nasz naczelny meteorolog Matys stwierdził, że nie ma szans na poprawę warunków. Kto jak kto, ale Matys zna się na chmurach i pogodzie najlepiej, przeleciał niejedną chmurę na swojej paralotni. Musieliśmy podjąć decyzję czy iść na szczyt. Ci, którzy nas znają, wiedzą, że nie należymy do osób, które łatwo się poddają – zrezygnowaliśmy dopiero po 10 minutach. Od tego momentu wiedzieliśmy, że nie wiemy co dalej robić. Żeby podnieść morale grupy i dać sobie trochę czasu na zastanowienie, udaliśmy się zwiedzić pobliski kościół Wang.
Zdawałem sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, zawiedliśmy Krystiana. Jakie będzie miał wspomnienia po tym tripie, pomyślałem. Obraliśmy nowy cel. Odwrót – jedziemy do Wrocławia. Każdy z nas chciał tam kiedyś jechać, więc była to dobra alternatywa. Po drodze należało uzupełnić racje żywnościowe. Sklep Cho No Tu wydawał się do tego idealny.
Przy okazji zakupów zauważyliśmy Zamek Bolków stojący obok. Krystian oszalał z zachwytu, od razu zabrał się za robienie zdjęć.
Z wieży rozciągała się wspaniała panorama. Pogoda również się poprawiła, Matys wprowadził nas w błąd, za co został ukarany.
Mnie najbardziej zainteresowało wystające coś na szczycie jednej z gór. W parę chwil znalazłem w internetach, że jest to Sky Walk w Czechach. Na zdjęciach wyglądał obiecująco, dlatego od razu trafił na listę miejsc do odwiedzenia w przyszłości. Kilka fotek i ruszamy w trasę.
Znalezienie parkingu we Wrocławiu nie jest łatwe, a obsługa parkometru to już czarna magia. Okazało się, że wykupiliśmy parking aż do poniedziałku.
Trudno – zostawiliśmy auto i wszędzie chodziliśmy pieszo. Wrocław to wspaniałe miasto pełne atrakcji. Nam udało się zobaczyć rynek, wyjść na wieżę widokową Kościoła Garnizonowego, zobaczyć Panoramę Racławicką, Most Tumski i mnóstwo wrocławskich krasnali.
Przemieszczając się pomiędzy poszczególnymi atrakcjami staraliśmy się znaleźć nocleg, niestety z marnym skutkiem. Większość lokali była poza naszym zasięgiem cenowym. Ostatecznie zdecydowaliśmy się, że kasę na nocleg przeznaczymy na kebaba w knajpie, którą wybrał Matys. Knajpka była mała, ale miała dwie wielkie zalety: kebaby i gniazdko 230V, z którego można było skorzystać. Dopiero po jakimś czasie musieliśmy usunąć jedną z zalet. We wszystkich kebabach, które zamówiliśmy uzbierałoby się może mięsa na jednego porządnego, reszta to sama kapusta. Na otarcie łez ruszyliśmy w stronę McDonalda w Sky Tower. Krystian łez nie otarł, bo nie jadał w McDonald, on jest z tych fit. W drodze zastanawialiśmy się czy Sky Tower z bliska wygląda tak jak o nim piszą złośliwie w internetach. Sami oceńcie.
Nam bardzo się spodobał. Do tego stopnia, że po jakże wykwintnej kolacji postanowiliśmy odwiedzić punkt widokowy na 49 piętrze. Panorama miasta robiła wrażenie.
Jeszcze będąc w Sky Tower ustaliliśmy, że śpimy w aucie tam, gdzie zaparkowaliśmy. Super! Nie każdy może spać w centrum miasta zaraz obok rynku za darmo. No, nie licząc opłaty parkingowej. Jak się później okazało taki nocleg ma swoje minusy. Ruchliwa ulica, ciekawscy ludzie pukający w okna samochodu. Tylko ja nie mogłem spać. Reszta ekipy zażyła płynny środek nasenny o smaku wiśni. Niestety na ulotce pisało, że nie jest wskazany dla osób chcących kierować autem, po prostu był bardzo mocny. Po jakichś trzech godzinach postanowiłem zmienić miejscówkę na bardziej ustronną. Kawałek za Wrocławiem znalazłem idealny, ustronny parking. Spałem jak dziecko. Rano ekipa była lekko zdziwiona nową lokalizacją. Tylko Krystian narzekał na zimno. Później Matys wytłumaczył mu, że jak ja mówię, że coś będzie niepotrzebne, to trzeba to i tak zabrać. Faktycznie, w przypadku śpiwora, lepiej go mieć jak nie mieć. Kto by się spodziewał, że wybierzemy jedzenie w knajpach zamiast normalnego noclegu. Szybki rzut oka na mapę. Jakież było zdziwienie Efki, gdy zobaczyła, że nasz wspaniały parking znajduje się 105 km od Wrocławia i jakieś 19 km od Kudowy-Zdrój. No co – musiał być idealny. Postanowiliśmy zwiedzić Kudowę. Miasto nieszczególnie nas porwało. Ja miałem w głowie dalej Sky Walk w Czechach. Okazało się, że był już całkiem blisko – niecałe 100 km. Bez zbędnego namysłu ruszyliśmy w trasę. Niestety na miejscu okazało się, że to nie był nasz weekend na podziwianie widoków z gór, wszędzie mgła. Pomimo fatalnych warunków wybraliśmy się na szczyt. Widoki zapierały dech w piersiach, przynajmniej te na tablicach informacyjnych, bo z samego Sky Walk nic nie było widać choć i tak było fajnie.
Po wyjeździe z Kudowy-Zdrój jedna myśl nie dawała mi spokoju. Kojarzyłem, że jest tam jakaś atrakcja, o której kiedyś opowiadał mi tata. Olśniło mnie, Kaplica Czaszek. No cóż, nie wiedzieliśmy kiedy znów będziemy w tej okolicy, wróciliśmy żeby zobaczyć tę kaplicę. Pomimo, że pierwotny cel nie został osiągnięty, całą wyprawę uważamy za udaną. Przebyliśmy 1256 km w czasie poniżej 48h, więc jedno z założeń zostało zrealizowane. Śnieżkę udało się nam zdobyć w grudniu 2016r. Zdjęcia znajdziecie w galerii.
Dodaj komentarz